Ugotowałam wczoraj 4 młode POLSKIE ziemniaczki i jedną, nie wiem skąd pochodzącą, marchewkę.
Plan: sałatka porowa. Było już późno, więc miałam skończyć dziś rano...
Mo (czyt. mąż [później nie będę już pisać wyjaśnienia tego słowa]) pokroił mi nawet pora, ale nie schował go na noc do lodówki :) Rano stwierdziłam, że pachnie to trochę sokiem z cebuli (tym, co to się z cukrem cebulę miesza), więc postanowiłam go przechować w śmietniku...
No to pokroiłam to byle jak i zalałam sosem z jogurtu, łyżki majonezu, koperku, soli i pieprzu.
Miałam ochotę dodać filety z kurczaka, ale te, nie wiadomo kiedy, wyszły z zamrażalki. Okazało się to bardzo zjadliwe :) Taka świeżutka sałatka. Z kurczakiem też na pewno będzie dobra (mo mówi, że z krewetkami, albo łososiem też będzie ok - tego nie wiem, bo nie jadam w/w).
Stwierdzam, że powinnam zrobić w tym domu co innego niż jedzenie... Ale to może jutro, bo dziś mam w głowie listę zakupów z filetami na czele.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz